niedziela, 30 grudnia 2012

Smoczy jeździec - Cornelia Funke

CZYTANE Z DZIEĆMI

-->
Tytuł: Smoczy jeździec
Autor: Cornelia Funke
Stron: 447
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2010
Moja ocena: 5/6

Ocena 

Przedział wiekowy: dzieci starsze

Cornelia Funke urodziła się 10 grudnia 1958 roku w Dorsten w Niemczech. Jest autorką książek dla dzieci i młodzieży. Jej twórczość porównywana jest do J.K. Rowling. Sławę przyniosła jej powieść „Król złodziei” wydana w 2002 roku. Światowym bestsellerem stała się pierwsza część "Atramentowej trylogii", Atramentowe serce. Książka wydana w 2003 roku została zekranizowana przez Marka Odresky.
W Polsce ukazało się jej wiele książek m.in. cykl „Łowcy duchów”, „Dzikie kury”, „Atramentowa trylogia” oraz wiele powieści dla dzieci i młodzieży.
Wcześniej nie spotkałam się z twórczością tej pisarki, dlatego z przyjemnością wraz z dziećmi przeczytałam książkę „Smoczy jeździec”.
Powieść rozpoczyna się w pewnej Szkockiej dolinie, ukrytej przed wzrokiem ludzi. To tam żyją smoki o których istnieniu nikt nie wie i tajemnicze zwierzęta nazywana koboldami. Niestety ich środowisko życia już wkrótce może zostać odkryte przez człowieka i zniszczone. Podczas narady smoków pada propozycja odnalezienia innego miejsca, gdzie smoki mogłyby się przenieść. Stara legenda mówi, że istnieje takie miejsce nazywane Skrajem Nieba, położone gdzieś w Himalajach, ale dokładnej drogi nikt nie zna. W tajemniczą i niebezpieczną wyprawę postanawia się udać srebrnołuski smok Lung. Towarzyszyć mu będzie koboldka Siarczynka, a potem dołączy jeszcze do nich niespełna dziesięcioletni chłopiec Ben, którego spotkają podczas swojego pierwszego postoju.
Podczas podróży do Skraju Nieba, naszych bohaterów spotka wiele przygód. Na swojej drodze spotkają wiele tajemniczych postaci znanych z innych bajek jak np. Bazyliszek, Dżin, krasnale, smok morski i inne potwory. Ich śladem podąża odwieczny wróg smoków Parzymort Złoty.
Czy bohaterom uda się odnaleźć Skraj Nieba i bezpiecznie sprowadzić tam inne smoki?
Przeczytajcie sami. To bardzo wciągająca lektura.
Autorka w swojej powieści podkreśla znaczenie przyjaźni, wzajemnej pomocy i lojalności. „Smoczy jeździec” to również wspaniałe źródło informacji o otaczającym nas świecie. Opisy różnych miejsc na Ziemi są tak autentyczne, że można je sobie wyobrazić. Pani Cornelia Funke zwraca tu również uwagę na aspekty ekologiczne. Uświadamia czytelnika jakie zagrożenia może wywołać zanieczyszczenie środowiska i nieodpowiednia gospodarka człowieka.
Bardzo podoba mi się sposób pisania autorki. Książka jest napisana prostym i zrozumiałym językiem. Akcja rozwija się coraz bardziej, prawie w każdym rozdziale wprowadzona jest nowa postać. To wszystko sprawia, że trudno się oderwać się od książki. Mi samej ciężko było odłożyć powieść na półkę, gdy synek zasypiał podczas lektury.
Smoczy jeździec” to wspaniała książka dla młodych czytelników, ale myślę, że spodoba się i dorosłym, którzy lubią od czasu do czasu przenieść się w świat bajek i baśni, gdzie żyją tajemnicze postaci, smoki i wszystko kończy się szczęśliwie.
Dodam jeszcze, że książka jest świetnie wydana, ładna graficznie, w twardej oprawie i wielkość czcionki odpowiednia dla czytelnika.
Polecam powieść na długie zimowe wieczory. My osobiście sięgniemy po inne książki tej autorki. Ucieszyła mnie wiadomość, że sprzedano już prawa do adaptacji filmowej powieści, więc może kiedyś zobaczymy jej ekranizacje.

Sezon na oliwki - Carol Drinkwater


Autor: Carol Drinkwater
Tytuł: Sezon na oliwki.
Tytuł: The Olive Season
Tłumaczenie: Hanna Pasierska
ISBN: 978-83-08-04539-8
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2010
Stron: 438
Moja ocena: 5/6

„Jesteśmy w domu. Przebiegam wzrokiem po tarasach obsadzonych rzędami stareńkich drzew oliwkowych. Jest kwiecień, późna wiosna. Tutaj wśród wzgórz na północ od Lazurowego Wybrzeża, gaje oliwkowe rozkwitają dyskretnie maleńkimi białymi kwiatuszkami. W głębi, przycupnięta w połowie zbocza, naszym oczom ukazuje się willa w stylu belle epoque. Zdobna w liczne tarasy z balustradami, usadowiona wśród cedrów i palm, skierowana ku południowemu zachodowi, Zatoce Canneńskiej i wygrzanemu słońcem Morzu Śródziemnemu – oto ona, czekająca na nas „Appassionata”.” s. 8-9

Niedawno przeczytałam pierwszy tom Oliwkowej serii, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wiedziałam, że szybko sięgnę po kontynuację książki. Tak w moje ręce trafiła druga książka z wymienionego cyklu „Sezon na oliwki”. Ponownie wracamy na oliwkową farmę i zachwycamy się jej urokiem. Nasi bohaterowie Carol i Michel wracają na swoją farmę już jako małżonkowie. Ich ślub odbył się na pięknej wyspie na Pacyfiku. Oczywiście nie obyło się bez perypetii i nieprzewidzianych zdarzeń. Wszystko jednak kończy się szczęśliwie. Przy tej okazji dowiemy się kilku ciekawych informacji na temat tego regionu świata i ciekawostek przyrodniczych.

„Tkwiąc w hotelu na Rarotonga, przeczytałam kilka zabranych z Sydney przewodników po południowym Pacyfiku. Wiem, że Aitutaki to jeden z najdalej wysuniętych na północ atoli południowej grupy Wysp Cooka. A oto inne poznane przeze mnie fakty: Pacyfik jest większy niż pięć kontynentów razem wziętych; jest głębszy od wszystkich pozostałych oceanów; jego wody zamieszkują żarłacze rafowe i mnóstwo innych, bardziej niebezpiecznych przedstawicieli tej rodziny; rekiny nie zmieniły się od setek tysięcy lat, co dowodzi, że są idealnie przystosowane do środowiska; koral to najszybciej rosnąca struktura tworzona przez żywe organizmy.” s.21-22

Młode małżeństwo stara się o apelacje AOC dla wyprodukowanej przez nich oliwę. Nie jest to sprawa prosta. Jej przyznawaniem zajmują się specjalne komórki w Wydziale Rolnictwa. Wymagania stawiane plantatorom są bardzo rygorystyczne. Oprócz wielu ton papierów które muszą wypełnić, wielu kontroli i certyfikacji, uzyskanie AOC będzie wymagało też poniesienia nowych kosztów i powiększenia uprawy oliwek o 200 nowych drzewek. Oczywiście wiąże się to z dodatkową pracą na oliwkowej farmie i koniecznością zatrudnienia nowych pomocników.
Trudności umila informacja, że Carol spodziewa się dziecka. Ich córeczka ma urodzić się na Święta Bożego Narodzenia. Bohaterka nie oszczędza się na farmie, pracuje równie ciężko jak poprzedniej wiosny i nie rezygnuje z pracy zawodowej. Podczas zdjęć do nowego serialu w Anglii Carol traci dziecko. Ta sytuacja całkowicie ją załamuje. Dodatkowo informacja, że nigdy nie będzie miała własnego dziecka wprowadza ją w stan wielkiej depresji.

„Linia życia głęboko w moim wnętrzu, licząca wiele stuleci, wiele tysiącleci, została zerwana. Odebrano mi, skradziono atawistyczne prawo, które uważałam za dany przez Boga atut. Istnieję w świecie stworzonym po to, by się rozmnażać – jako kto?” s.321

Zadaje sobie wiele pytań, obwinia się o swoją niemożliwość urodzenia dziecka. Boi się o swoją przyszłość i szczęście w małżeństwie.
„Zadręczam się. Jak powrócę do zdrowia? Jak zdołam się podnieść po tej klęsce? Co jeśli Michel mnie opuści? Co pozostanie jako dowód naszej miłości? Z pierwszą żoną mają dziewczynki; one są dowodem tamtego wczesnego uczucia. Nie mając własnych dzieci, nie pozostawiamy niczego. Nasza miłość będzie tylko przelotnym zdarzeniem w czasie; wspomnieniem.” s.358

Jedyną dla niej terapią jest powrót nad morze do jej ukochanej Appassionaty. Tutaj odnajduje spokój, choć nie staje się to z dnia na dzień. Carol nie chce słyszeć o powiększeniu farmy o kolejne drzewka, choć ciągle marzy o ulach i własnym miodzie. Przestaje również pisać swoją powieść i wyszukiwać nowych informacji o spotykanych gatunkach roślin i zwierząt. Coraz bardziej zamyka się w sobie. Drażni ją oglądanie szczęścia innych, obecność pełnoletnich już bliźniaczek, córek Michela. Kolejne pojawiające się problemy nie sprzyjają jej uzdrowieniu. Sytuacja poprawia się w okresie zbioru oliwek.

„Zbieranie oliwek to dla mnie terapia. Niektórzy ludzie robią na drutach albo wyszywają; ja uprawiam ogród, zrywam oliwki i tłoczę z nich oliwę. Cieszy mnie powietrze muskające moje policzki, brud pod połamanymi paznokciami, intensywny zapach wilgotnej ziemi, pieśni ptaków wokół; prostota i autentyczność życia na farmie. Ma sens; jest celowe; nie wymaga zrozumienia, choć potrzebuje oddania i bywa obciążające fizycznie. Lecz lubię nawet to – pracować, aż padam z nóg.” s. 418-419

To wtedy Carol uświadamia sobie, że mimo nie może dać dziecka swojemu mężowi, to pozostawi mu coś bardzo osobistego – jej książkę o ich życiu.

„Drzewo oliwkowe to symbol pokoju, mądrości, wieczności i odrodzenia. Narodziny, których będę świadkiem, nie będą narodzinami potomstwa spłodzonego przez Michela i wzrastającego w moim wnętrzu. Moje dzieci nie będą miały fizycznej postaci. Powstaną z mojej pasji, potrzeby tworzenia. […] To ona jest tą książką. Moje dziecko. Mój dar dla Michela.” S. 434-435

„Sezon na oliwki” czytało mi się wspaniale. Może historia nie jest, aż tak bardzo porywająca, ale w powieści znajduje się wiele ciekawych informacji, które mnie jako przyrodnika bardzo interesują. Bardzo współczułam Carol. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak można podnieść się po takiej stracie. Podziwiam również tą kobietę. Ciężko pracuje, po prostu kocha pracę na farmie. Zebranie tylko z pomocą Quasido ponad stu kilogramów oliwek to naprawdę ciężka praca.
Autorka wspaniale opisuje emocje. Czujemy się jakbyśmy byli w środku wydarzeń, słuchali opowieści dawno nie widzianej osoby. Podkreśla również jak ważna jest obecność drugiej osoby, kiedy wpadamy w depresję. Widać jak bardzo Michel kocha swoją żonę.
Nie brakuje w książce doznań smakowych. Carol opowiada nam o kupowanych serach czy winach, przygotowywanych sałatkach, przetworach czy potrawach. Aż chce się spróbować, pojechać do pięknej Prowansji.
W Sezonie na oliwki znajdziecie też wiele ciekawych informacji na temat uprawy i pochodzeniu wielu drzew owocowych np. moreli czy cytryny, historii różnych odwiedzanych miejscowości. Poznacie też wiele ciekawostek na temat pszczół.
Oto ciekawsze cytaty:

„Tablica informuje, że patrzymy na 145 tysięcy hektarów przyrodniczego muzeum na otwartym powietrzu. To rezerwat geologiczny. Stoimy w samym środku jednego z najwcześniej zamieszkanych rejonów świata, którego skały kryją skamieniałości i ślady życia z czasów prehistorycznych. Od 300 milionów lat te kamienie, te góry, snują swą opowieść – a przynajmniej tak twierdzą władze Rezerwatu Geologicznego Górnej Prowansji. Historia zapisana w skale; w jej załomkach i fałdach. Każda krzywizna, każde zagłębienie to słowo wyryte w granicie. Michel opowiada, że wśród skamieniałości znalezionych na tym rozległym obszarze są setki okazów amonitów oraz tropy prehistorycznych ptaków. Ptaków, które krążyły nad tymi górami, siadały, żerowały, mnożyły się tutaj.
Wzgórza, doliny, zielone lasy układające się w fale, odległe góry, grające w dali świerszcze, a wszystko pod przejrzystym jak kryształ niebem południa.” s.65

„Kiedy przejeżdżamy przez Castellane, dyszące pod naporem turystów i korków ulicznych – jedynych, jakie napotykamy w trakcie podróży – wszędzie widać drogowskazy do Grand Canyon du Verdon, największego wąwozu w Europie...” s.56

„Dla prawdziwego Prowansalczyka wszystkie drzewa są święte, lecz ich królową jest oliwka” s. 381

„Nazwa „Lazurowe Wybrzeże” pochodzi z książki wydanej w roku 1887 przez burgundzkiego prawnika i poetę Stephena Liegearda. […] Nazwał je Cote d`Azur na cześć atramentowego błękitu Morza Śródziemnego.” s.160

„Czytałam, że po ostatnim zaćmieniu Słońca w Anglii 29 czerwca 1927 roku Virginia Woolf zanotowała: „Upadliśmy. Zgasło. Nie było kolorów. Ziemia była martwa”. s.327

Serdecznie polecam lekturę książki „Sezon na oliwki”. Ja już z niecierpliwością czekam na możliwość przeczytania kolejnego tomu tej serii.

niedziela, 16 grudnia 2012

Pięćdziesiąt twarzy przyjemności

-->
Autor: Marisa Bennett
Tytuł: Pięćdziesiąt twarzy przyjemności
Tytuł oryginalny: 50 Shades of Pleasure. A Bedside Companion
Tłumaczenie: Dariusz Żukowski
ISBN: 978-83-7642-068-4
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2012
Stron: 152
Moja ocena: 3/6

Tak miłością oślepieni kochankowie, zespoleni, pełni ognia nie zważają, gdy granice przekraczają” 

Watsjajana „Kamasutra”


Ten cytat wspaniale oddaje treść książki autorstwa Marisy Bennett pod tytułem „Pięćdziesiąt twarzy przyjemności”, jaką ostatnio poczytywałam.
Marisa Bennett to anglistka z zamiłowaniem do niegrzecznych zabaw, uzależniona od lodów orzechowych i skoków spadochronowych. Mieszka z mężem w Minnesocie.

Spraw by Twoje życie erotyczne stało się bestsellerem.

Książka którą miałam okazję przeczytać jest przeznaczona dla dorosłych czytelników. To łóżkowy poradnik inspirowany bestsellerową powieścią „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Autorka przedstawia nam pikantne oblicza erotyki. Już we wstępie ostrzega nas, iż znajdziemy w niej fragmenty opisujące seks, który można nazwać grzecznym, lecz większość rozdziałów koncentruje się na brudnych sztuczkach i perwersji. Pokazuje nam najostrzejsze strony zabaw erotycznych. Poradnik ma zachęcić zarówno Panie jak i Panów do eksperymentowania w łóżku, rozwijania łóżkowych fantazji i umiejętności.
Pięćdziesiąt twarzy przyjemności” podzielone jest na rozdziały poruszające inny aspekt erotyki.
Na początku dowiemy się, że nie tylko łóżko jest idealnym miejscem, gdzie możemy doznać przyjemności. Autorka zapoznaje nas też z podstawowymi technikami. W następnych rozdziałach dowiemy się jakich akcesoriów możemy użyć dla urozmaicenia naszego życia erotycznego. Przeczytamy również o dominacji i uległości.
Muszę przyznać, że spodziewałam się lepszego poradnika. Z większym rumieńcem przeglądałam Kamasutrę, niż czytałam książkę pani Marisy. Wiele opisanych tutaj urozmaiceń dla mnie bynajmniej nie jest wykonalna w rzeczywistości, a jak sama autorka podkreśla seks ma być przyjemnością dla obu stron, nie może być dyskomfortem choćby dla jednego z uczestników. Kilka opisanych sytuacji wydało mi się wręcz śmiesznych. Pękałam ze śmiechu wyobrażając sobie wkomponowaną między kierownicą a fotelem kierowcy kobietę, między nogami mężczyzny. No musi być to sporych rozmiarów auto, z daleko odsuniętym fotelem. Nie spodobałoby mi się również, gdyby partner zwracał się do mnie słowami „wyglądasz ku....” i jak tak do niego nigdy bym się nie zwróciła. Nie uznaję wulgaryzmów i nigdy nie użyłabym ich w tak intymnej sytuacji. Może są osoby, które takie słownictwo podnieca, mnie nie. Wręcz przeciwnie działa odpychająco. Do tego stosowane przedmioty mające dać rozkosz jak szczotka do włosów, szczoteczka do zębów czy paletka, oj chyba jednak nie dla mnie takie akcesoria łóżkowe. Podobnych opisów jest więcej.
Książka nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia. Myślę, że kobiety znajdą więcej ciekawszych opisów w wielu dostępnych na polskim rynku erotykach i na nich bardziej udoskonalą sobie techniki seksualne podsuwając pikantne szczegóły powieści swoim partnerom. Wiele z nas też ma wybujałą fantazję i każda dobry poradnik mogłaby napisać, gdyby tylko miała odwagę podzielić się swoimi marzeniami.
To co podobało mi się najbardziej w tej książce to, to, że poradnik jest bardzo ładnie wydany. Twarda oprawa, wewnątrz tekst ładnie rozmieszczony i wiele ciekawych cytatów. Bardzo fajnym dodatkiem jest również Kącik niegrzecznego czytelnika, gdzie znajdziecie tytuły książek wartych przeczytania. Muszę przyznać, że autorka zaciekawiła mnie paroma przykładami lektur i pewnie się z nimi zapoznam.
Podsumowując. Poradnik Marisy Bennett uważam za niezbyt dopracowane dzieło. Wiele ciekawszych opisów znajdziecie w książkach o tematyce erotycznej i internecie. Autorka uważa się za fankę zmysłowych zabaw, choć po lekturze jej książki dochodzę do wniosku, że chyba jest to bardziej teoria niż praktyka, lub autorka jest świetnie wygimnastykowana by móc wykonać wiele z opisanych pozycji. Mnie osobiście książka rozczarowała, ale może kogoś innego zachwyci. Na pewno znajdzie swoich zwolenników i przeciwników. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Pascal.


Kolejna wizyta Włóczykijki i bombkowe szaleństwo

Po raz kolejny zagościła u mnie książka wędrująca po wielu uczestnikach akcji Włóczykijka. Tym razem jest to powieść "Chichot losu" Hanki Lemańskiej.

Jak zawsze do książki dodano umilacze czytania i pakiet zakładek. Bardzo dziękuję !!! Już nie mogę doczekać się lektury powieści, by porównać różne opinie krążące na jej temat w internecie.

A prywatnie, jak pewnie u każdego przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Wspólna praca z dziećmi owocuje tym razem bombkowym szaleństwem. Wszystkie wykonane są metodą karczocha i większość dość sporych rozmiarów. Średnica ich to 12 lub 15 cm. Oto kilka fotografii:












Część z nich zostało wykonanych dla szkół partnerskich z innych krajów. Zastosowałam wówczas ich barwy narodowe. Nie wszystkie zdążyłam sfotografować. Ta pojechała do Grecji.

Kolejna zaś do Walii dla zaprzyjaźnionej rodziny z Polski. W listopadzie miałam okazje przebywać w Walijskiej szkole i bardzo miło nas tam przyjęto. Stąd też moja nieobecność na blogu w zeszłym miesiącu.







Wspólnie z dziećmi wykonałam też mniejsze bombeczki o średnicy 6 do 8 cm. Większość z przeznaczeniem na szkolny kiermasz świąteczny. Uchowało się jedno zdjęcie bombki dołączonej do paczki, którą przygotowywałam w ramach wymiany DOBRE BO POLSKIE.


Zostało jeszcze parę styropianowych kul, więc może jeszcze coś stworzę do świąt.
Ciekawa jestem, czy Wy też sami przygotowujecie ozdoby na święta. Pozdrawiam.




niedziela, 9 grudnia 2012

Mikołajkowa przesyłka od Moniki

Ostatnio brałam udział w nowej wymiance u Sabinki. Tym razem hasło naszej książkowej wymiany to DOBRE BO POLSKIE. Swoją przesyłkę otrzymałam od Moniki. Monika idealnie trafiła w mój gust czytelniczy. Za wspaniałą niespodziankę serdecznie jej dziękuję.









Jeszcze raz za wszystko serdecznie dziękuję.