sobota, 18 stycznia 2020

Urodzeni, by żyć - Wendy Holden

Opowieść o kobietach, o których nie możemy zapomnieć.


Tytuł: Urodzeni, by żyć
Autor: Wendy Holden
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 05.05.2015
Stron: 432
Moja ocena: 6/6

Książka wydana w 2019 roku pod tytułem „My, dzieci z obozów”

„Człowiek nawet nie wie, jak nisko może upaść, jeśli dokonuje się to stopniowo”. s.110



Wendy Holden urodziła się w 1961 roku w Pinner w północnym Londynie. W swoim dorobku ma już ponad 30 książek. Ja poznałam jej twórczość z trochę innej strony, gdyż jest ona współautorką książki „10 minut uważności”, którą ostatnio czytałam pogłębiając swoją wiedzę z Mindfulness.

W ramach swojego styczniowego wyzwania postanowiłam przeczytać „Urodzeni, by żyć”. Jest to historia trzech ciężarnych Żydówek, więźniarek obozu koncentracyjnego, którym udało się ukryć swój stan przed oczami oprawców i dzięki temu uniknąć śmierci. Ich dzieci o swoim istnieniu i niezwykłych okolicznościach narodzin, dowiedziały się podczas obchodów 65 rocznicy wyzwolenia obozu w Mauthausen. Oto bohaterki tej opowieści.
Priska – córka Emanuela i Pauli Ronów, urodziła się 6 sierpnia 1916 roku. Spędziła dzieciństwo w miejscowości Zlate Moravce, położonej w położonej-zachodniej części dzisiejszej Słowacji. Rodzice prowadzili tam koszerną kawiarnię. 21 sierpnia 1914 roku Priska wyszła za mąż za Tibora. Był to szczęśliwy związek, małżonkowie stanowili dobraną parę. Po ślubie młodzi zamieszkali w centrum Bratysławy, jednak potem wprowadzono nowe obostrzenia i nakazano Żydom opuścić centrum miasta. Przeprowadzili się wówczas do Pezinok, dwadzieścia kilometrów od stolicy, gdzie Priska uczyła w szkole, do czasu, gdy władze ogłosiły, ze nie-Aryjczykom nie wolno nauczać aryjskich dzieci.
Tibor dojeżdżał do pracy w banku do Bratysławy, wcześniej pracował jako dziennikarz, ale teraz nie mógł wykonywać swojego zawodu.
„Republika Słowacka pod rządami księdza Tiso stała się jednym z państw Osi, w którym SS przeprowadziła Aktionen, czyli masowe deportacje Żydów do nowych „miejsc przesiedlenia” lub obozów pracy, gdzie mieli oni wspierać działania wojenne Niemców na froncie wschodnim.” s. 37-38
Słowaccy Żydzi pozbawieni jakiejkolwiek pomocy z rezygnacją czekali na swoją przyszłość, która rysowała się coraz bardziej ponuro. Do obozu wywieziono już siostrę Priski, Boezkę oraz rodziców dziewczyny. Druda siostra Priski uciekła w rejony Tatr Wysokich, a brat Janko przyłączył się do partyzantów walczących z gwardzistami Hlinki i podejmujących inne akcje wymierzone przeciwko proniemieckim władzom. Jesiniom 1942 roku Priska i Tibor wrócili do Bratysławy. Starali się nie martwic o przyszłość i wierzyli, że wojna szybko się skończy. Priska dwukrotnie poroniła. Ich nadzieje na szczęśliwe życie rozwiały się 28 września 1944 roku, gdy do ich mieszkania wtargnęło trzech funkcjonariuszy FS i kazało im się spakować w dwie małe walizki, które razem nie mogły ważyć 50kg. Wraz z dwoma tysiącami innych Żydów zostali przewiezieni do obozu pracy w pobliżu miejscowości Sered, skąd 30 września zostali wywiezieni do Auschwitz II – Birkenau. Była niedziela 1 października 1944 roku.

Rachela Abramczyk, dorastała w licznej i szczęśliwej rodzinie. Była najstarszą z dziewięciorga rodzeństwa. Urodziła się w Sylwestra 1918 roku w Pabianicach koło Łodzi – drugiego co do wielkości miasta w  ówczesnej Polsce. Pabianice należały do jednych z najzamożniejszych miejscowości w kraju. Od wielu lat rozwijał sę tam przemysł włókienniczy. Ojciec Racheli pracował jako inżynier włókiennictwa w zakładzie swoich teściów. Rodzina posiadała własne krosna i produkowała gobeliny oraz tkaniny na zasłony i obicia mebli. Dzięki własnemu zakładowi rodzina żyła na niezłym poziomie, miała spore mieszkanie z dużym ogrodem. Posiadali sporą kolekcję dzieł sztuki i eleganckiej porcelany. Jako najstarsza z rodzeństwa Rachela musiała ciągle opiekować się młodszymi członkami rodziny, dlatego postanowiła, że jak tylko nadarzy się okazja szybko wyjdzie za mąż. Jej mężem został Monik Friedman, który też był właścicielem zakładu włókienniczego. Jego rodzina pochodziła z Węgier. Reszty można już się domyślić. Majątek Żydów został przejęty przez Niemców, a oni sami trafili do getta w Warszawie, potem w Pabianicach i w Łodzi. Rachela 28 sierpnia 1944 roku, wraz z rodziną została wywieziona z niemal pustego już łódzkiego getta (ostatniego w Polsce) do Auschwizt II – Birkenau. Miała wówczas 25 lat. Rachela i jej siostry nie zdawały sobie sprawy, że to ostatnie ich wspólne chwile z rodzicami i młodszym rodzeństwem.
Z ponad 200 tysięcy ludzi, którzy przewinęli się przez łódzkie getto, ocalał niecały tysiąc.

Anna Nathanova, panieńskie nazwisko Kauderova urodziła się 20 kwietnia 1917 roku na terenie ówczesnych Austro-1)egier, w miasteczku Terechovice pod Orebem, znajdującego się ok 13 kilometrów od miejscowości Hradec Kralove na terenie dzisiejszych czech. Miasteczko to słynie z fabryki fortepianów. Anka uwielbiała czytać, znała kilka języków. Jej rodzina prowadziła garbarnię i zakład wyrobów skórzanych. W 1936 roku Anka przeprowadziła się do ciotki do Pragi, gdzie miała kontynuować naukę. Tam poznała swojego przyszłego męża – Bernda Nathana – architekta i projektanta wnętrz. Pobrali się 15 maja 1940 roku. Oboje trafili do obozu Theresinstadt w pobliżu miejscowości Terezin. Obóz umieszczony był w twierdzy z XVIII i XIX wieku. W listopadzie 1941 roku warowne miasto stało się zamkniętym gettem do którego zwożono Żydów z całej Europy. „Szacuje się, że ze 140 tys. Żydów wysłanych do Teresienstadt trzydzieści trzy tysiące zmarło, a ponad osiemdziesiąt osiem wysłano do obozów zagłady, w wyniku czego zginęła niemal cała populacja czeskich Żydów. Przez obóz przewinęło się 15 tys dzieci, w tym grupa ponad dwustu sześćdziesięciu sierot Z Białegostoku, którym obiecano bezpieczną przystań w Szwajcarii, ale w rzeczywistości wraz z przydzielonymi im opiekunami pojechały prosto do Auschwitz i tam, razem z nimi, zginęły.” S.125
Po umieszczeniu w getcie ok 500 duńskich Żydów, Duński Czerwony Krzyż, domagał się inspekcji w obozie. Do inspekcji doszło 23 czerwca 1944 roku. Oczywiście wszystko wcześnie przygotowano, zrobiono place zabaw dla dzieci, otworzono sklepy i kawiarnie w „miasteczku”, wzmożono wcześniej wywózkę Żydów do Auschwitz, by zmniejszyć zaludnienie w obozie. Grała nawet orkiestra, działał teatr i prowizoryczna synagoga w dawnej Sali gimnastycznej. Wszystko z dala od krematoriów i brudnych baraków. Tą farsę przeżyła też Anna ze swoim mężem, udając zakochaną parę w jednej z kawiarni. Oczywiście opinia Duńskiego Czerwonego Krzyża była pozytywna.
W Theresienstandt naziści wprowadzili obowiązkowe aborcje. Gdy Żydowski lekarz uratował żonę oficera, która wcześniej zaczęła rodzić, pozwolono paru kobietom, które wówczas były w ciąży, urodzić dzieci. Do tego grona należała Anka. 2 lutego urodziła syna. Zmarło on jednak na zapalenie płuc.
„Jedna z ulubionych maksym życiowych Anki pochodziła z powieści Przeminęło z wiatrem, której bohaterka Scarlet O`Hara często powtarzała: „Pomyślę o tym jutro”. Anka przez cały czas pobytu w getcie i potem w obozach powtarzała sobie te słowa.” S.137
Po trzech latach pobytu w Theresienstadt  z obozu wywieziono Bernda, a potem w ślad za nim pojechała Anna, licząc na to, że w kolejnym miejscu również się spotkają. Było to 28 września 1944 roku.


Wszystkie kobiety trafiły do tego samego miejsca – Auschwitz II – Birkenau, wszystkie wiedziały, że są w ciąży, każda z nich usłyszała to samo pytanie, zadane przez doktora Josefa Mengele – Czy jest pani w ciąży?. Wszystkie zaprzeczyły, czym uratowały życie sobie i swoim nienarodzonym jeszcze dzieciom. Ale wtedy o tym jeszcze nie wiedziały.
Dalsze losy bohaterek poznacie czytając książkę.

Dla mnie lektura „Urodzeni, by żyć” była wstrząsającym przeżyciem. Dla mnie to jedna z najlepszych książek o tej tematyce. Bardzo bogate tło historyczne, pozwoliło mi poznać sytuację w jakiej znalazły się bohaterki. Każdy obóz, getto, fabryka w której pracują więźniowie jest dobrze opisana.
To co jeszcze bardzo mi się podobało, to to, że mogliśmy poznać losy tych kobiet i ich rodzin po zakończeniu wojny, a one też nie należały do najłatwiejszych. Zmusiły one nasze bohaterki do podjęcia decyzji o wyjeździe z Ojczyzny do innego kraju.

Książkę czyta się bardzo dobrze, dużo informacji, ciekawa forma ich przedstawienia, chęć poznania dalszych losów kobiet, które o swoim istnieniu nawet nie wiedziały, sprawia, że trudno oderwać się od lektury.
Trudno pisać mi o tej pozycji. Dużo emocji i momentami łzy w oczach. Warto ją przeczytać. Poznajcie losy tych wspaniałych kobiet, które przeszły przez piekło i tylko cud sprawił, że udało im się przeżyć i jeszcze wydać na świat swoje dzieci. Polecam

Trzecia terapia - Danuta Chlupova

Czy nowa miłość, może być terapią na klątwy z przeszłości?



Tytuł: Trzecia terapia
Autor: Danuta Chlupova
Wydawnictwo: Novea Res
Data wydania: 16.09.2019
Stron: 328
Moja ocena: 5/6

„Czasem człowiek ucieka przed czymś lub przed kimś, choć są rzeczy przed którymi uciec się nie da… na przykład przed samym sobą. Przed chorobą. Przed przeszłością…” s.16


Danuta Chlupova jest Polką, lecz od urodzenia mieszka w Czechach. Urodziła się na Zaolziu – części Śląska Cieszyńskiego, która przed blisko stu laty została włączona do Czechosłowacji.
Trzecia terapia” to jej druga powieść. Zadebiutowała powieścią „Blizna”, która w 2017 roku otrzymała nagrodę w Konkursie na Literacki Debiut Roku.

To moje pierwsze spotkanie z autorką, choć nie ostatnie, bo nagrodzona powieść, czeka na swoją kolej na przeczytanie.

Do sięgnięcia po tą książkę zachęcił mnie opis i okładka. Jednak jeśli szukacie typowej książki związanej z Auschwitz to możecie się rozczarować. „Trzecia terapia” to powieść o toksycznych związkach, skomplikowanych relacjach i wpływie przeszłości na nasze życie.

Główna bohaterka trzydziestoletnia Mathilda mieszka w Dreźnie. Jej związki z mężczyznami nie układają się najlepiej. Opiekuje się umierającą matką, pracuje w bibliotece i tak naprawdę nie ma czasu dla siebie, nie ma zbyt wielu przyjaciół. Przypadkowo w jej życiu pojawia się psychoterapeuta Thomas. Proponuje jej prywatną terapię i już wkrótce wprowadza się do jej mieszkania. Jednak terapia którą stosuje „lekarz” nie jest normalna. Mathilda coraz bardziej jest uzależniana od swojego partnera, niszczona psychicznie i prześladowana. W ostatnim momencie ucieka z patologicznego związku. Zaczyna pracę na niemieckim Campingu, obok słynnego toru dla rolkarzy. To tam poznaje Grzegorza, który ze swoją nastoletnią córką spędza wakacje pod namiotem. Grzegorz pochodzi z Oświęcimia. Pracuje jako przewodnik w Muzeum w Auschwizt. Grzegorz podsłuchuje przypadkowo rozmowę telefoniczną Mathildy z jej przyjaciółką. Wie, że kobieta czegoś się bardzo boi, przed czymś ucieka. Mimo wielu rozmów jakie ze sobą prowadzą nie dowiaduje się o niej prawdy.
Po paru miesiącach Grzegorz odbiera telefon od poznanej w Niemczech dziewczyny. Chce ona przyjechać do Oświęcimia, by poznać historię swojego dziadka – esesmana z Auschwitz. Liczy na to, że pomoże jej to uwolnić się od rodzinnej klątwy, o której przekonywała ją matka, a zarazem wyzwolić się z patologicznego związku.
Grzegorz wynajmuje jej mieszkanie i zaczyna się z nią coraz częściej spotykać. Jednak spotkania te nie są aprobowane przez nastoletnią córkę bohatera i jej babcię. Dla Grzegorza zaś są one jego prywatną terapią. Jego relacje z córką nie są najlepsze, a obwinianie się o wydarzenia z przeszłości tylko pogarsza całą sytuację.
Jak rozwiną się relacje między bohaterami? Czy oboje będą potrafili sobie pomóc? Tego dowiecie się z powieści Danuty Chlupovej.

Historia opowiedziana przez autorkę w powieści „Trzecia terapia” wciąga niesamowicie. Przyznam, ze nie mogłam oderwać się od lektury. Napisana prostym językiem o spójnej, logicznej konstrukcji sprawia, iż mimo trudnej tematyki czyta się ją łatwo i przyjemnie.
Jednym z głównych tematów poruszanych przez autorkę, jest próba odpowiedzi na pytanie Jak poczucie winy za zbrodnie dokonane przez przodków, wpływają na współcześnie żyjące pokolenia Niemców. Głowna bohaterka nie potrafi się pogodzić z tym, ze jej dziadek był esesmanem w Auschwitz, podobnie było z jej matką, która leczyła się z ciężkiej depresji. To sprawiło, że Mathilda wyrosła na kobietę bardzo skrytą, niepewną, która uciekła przed prawdziwym światem, w świat literatury.
"Świat książek był jedynym światem, w którym czułam się dobrze. Nie chodziłam nigdzie z kolegami i powoli stawałam się odludkiem..." s. 90
Dlatego Mathilda stała się łatwym łupem dla Thomasa, gdyż szukała w nim pocieszenia, pomocy w rozwiązaniu swojego problemu, ucieczki od przeszłości. Nie zauważyła, gdy jej związek stał się toksyczny, gdzie była niszczona fizycznie i psychicznie. Nie reagowała na sugestie koleżanki z pracy. Dla niej tak miała wyglądać terapia.
"Roztrzęsiona słuchała jego tyrady. W głowie miała pustkę. Nie potrafiła znaleźć żadnych sensownych kontrargumentów. Nie wiedziała, jak on to robi, lecz jego słowa powodowały, że faktycznie zaczynała czuć się winna." s. 116

Toksyczne związki to drugi ważny temat poruszany przez autorkę. Temat trudny, ale bardzo potrzebny. Niestety bardzo często ludzie żyją w takich związkach przez wiele lat, zgadzając się na przemoc fizyczną, psychiczną na znęcanie się nad dziećmi. Trudno im się z nich uwolnić, a my stojąc obok, często nie zauważamy tego co się dzieje za ścianą.

Grzegorz również w swoim życiu nie ma łatwo. Ciągle obwinia się o wypadek żony i jej śmierć. Nie potrafi włączyć się w wychowanie córki, dla której jedynym autorytetem jest jej babcia. Grzegorz w każdej swojej partnerce stara się odszukać jakąś cząstkę żony, co przeszkadza mu w zbudowaniu nowych relacji, a jeśli już mu się uda, to na drodze staje matka, która nie chce by ktoś odebrał jej miłość wnuczki, którą traktuje, jak córkę, której nie dane było przyjść na świat. To kolejne trudne tematy poruszane w powieści, które sprawiają, że nie można się od niej oderwać.

"Zawsze tak postępował. Kiedy rozlatywał mu się kolejny związek, szukał winowajcy. I była nim mama, albo córka" s.186

Trzecia terapia” to powieść o rodzinnej przeszłości, o naszych winach i winach naszych przodków, to opowieść o miłości, nie zawsze łatwej, o toksycznych związkach i uzależnieniu od innych. To przede wszystkim powieść o miłości, która może się nam przydarzyć w każdym wieku. Warto po nią sięgnąć i zastanowić się nad własnym życiem. Powieść na pewno pozostanie w mojej pamięci, a ja chętnie przeczytam „Bliznę”, bo spodobał mi się sposób pisania autorki.

niedziela, 5 stycznia 2020

Tajemnica z Auschwitz

TO CZŁOWIEK ZGOTOWAŁ TAKI LOS DRUGIEMU CZŁOWIEKOWI - książka o życiu Stefanii Stawowy.


Tytuł: Tajemnica z Auschwitz. Prawdziwa historia.
Autor: Nina Majewska-Brown
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania:
Stron:
Moja ocena: 5,5/6


„Jeżeli zaakceptujesz to, czego nie możesz zmienić, to zaczniesz dostrzegać też małe dobre rzeczy.” s. 263



Postanowiła w styczniu częściej sięgać do powieści, które związane są z tematyką obozową. Zaplanowałam przeczytać przynajmniej trzy takie powieści. 
Pierwsza z nich to „Tajemnica z Auschwitz”, której autorką jest Nina Majewska-Brown.
Autorka mieszka w Poznaniu. W swoim dorobku ma już 13 powieści, głównie obyczajowych, ale również bardzo dobrze przyjęty przez czytelników kryminał pt. „Grzech”. 

Jednak dzisiaj napiszę o innej książce autorki, której tematyka wcale nie jest łatwa.
Tajemnica z Auschwitz” to historia Stefanii Stawowy, która wyszła na jaw dopiero 75 lat po tym jak trafiła do najbardziej znanego na świecie obozu prowadzonego przez nazistów w czasie II wojny światowej.
Historię życia Stefanii i jej rodziny poznajemy dzięki jednej z córek Ewie Budniak, która do końca życia nosi w sobie lęki tamtych dni.

Stefania Stawowy ukończyła 26 czerwca 1930 roku egzaminem maturalnym prestiżowe ośmioklasowe Prywatne Żeńskie Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie. Miała głowę pełną marzeń, świat stał przed nią otworem.

„Byłam przekonana, że mogę góry przenosić i nawet jeśli nie dokonam niczego niezwykłego, jak odkrycie radu i polonu, to z pewnością uczynię swoje życie szczęśliwym”. S. 11

Marzyła jak każda nastolatka o wielkiej miłości, rodzinie, miłych niespodziankach i dalekich podróżach. Rodzina i jej siostra Zosia była dla niej zawsze najważniejsze.
Jej pierwszą miłością był Stanisław Szwarc, który uratował ją oraz jej siostrę i matkę, gdy przestraszone konie poniosły bryczkę podczas ich pobytu na wakacjach w Henrykówce. Młodzi spotykali się ukradkiem, ale nie wzbudzało to sympatii rodziców Stefanii. Gdy zauważyli, ze zażyłość między Stefanią a Stanisławem jest coraz większa, zadecydowali o powrocie do domu. Zakochana dziewczyna zaplanowała, że gdy zda maturę i skończy szkołę ucieknie do ukochanego i razem będą zwiedzać świat. Niestety jej plan się nie powiódł, gdyż służąca sprzątająca jej pokój, znalazła spakowaną walizkę i zawiadomiła rodziców bohaterki. Stefa została zamknięta na klucz w pokoju, a Staszek zmuszony do wyjazdu. Po kilku tygodniach dziewczynie przedstawiono jej przyszłego męża – dwa lata starszego od niej Floriana – syna przyjaciela ojca, również leśniczego w Jelenicach w nadleśnictwie Parczewo.
Chłopak różnił się od jej wielkiej miłości diametralnie. Był przewidywalny i nudny, ale również zawzięty i pracowity, a to podobało się rodzicom Stefanii.
Ślub był skromny i już już wkrótce Florian zajął się wyłącznie sobą i swoją karierą. Stefania była tylko jego skromną ozdobą. 12 lutego 1938 roku urodziła się im córeczka Basia, a trzy lata później Ewa. Florian nie był dobrym ojcem. Dzieci przeszkadzały mu w codziennych zajęciach, nie bawił się z nimi ani nie rozpieszczał. Przeszkadzała mu ich paplanina, wręcz go męczyła. Dlatego to Stefania przelała na córki całą swoją miłość.
Pod koniec sierpnia 1939 roku Floriana powołali do wojska. Otrzymał wezwanie do Ósmego Pułku Artylerii Ciężkiej w Toruniu. Już 19 września dostał się do niemieckiej niewoli, a ponieważ był urodzony na terenie dawnego zaboru pruskiego został zwolniony do domu. Musiał jednak przenieść się na tereny Generalnego Gubernatorstwa. Zamieszkali w Kobielach Wielkich, gdzie Florian pełnił obowiązki leśniczego.
Przykre doświadczenia nie nauczyły nic Floriana. Wkrótce zaczął się zbroić, udzielać w lokalnej społeczności, budował ziemianki i tworzył sieć kontaktów. Zmusił swoją żonę do zajmowania się krótkofalówkami i prowadzenia nasłuchów. W ich domu pojawiali się ciągle nowi ludzie, w stodole ukrywali nawet Ukraińskiego dezertera. Florian nie paczył na rodzinę, potrafiła zabrać im ostatni bochenek chleba. Liczył się tylko zbrojny zryw i zorganizowanie konspiracji.
Stefania była zdana tylko na siebie. Nauczyła się gotować z niczego, ukrywać zapasy, wykorzystywać to co dała natura, dbała o ogródek. Upychała wszystko w specjalnej kryjówce, aby nie dostało się w niepowołane ręce.

Spokojne w miarę życie Stefanii kończy się 28 października 1943 roku. W południe do domu wpada Florian i każe się ukryć w specjalnie przygotowanej za wieszakami kryjówce. Wkrótce po nim na podwórze wjeżdżają Niemcy. Przestraszone dzieci zostają zamknięte w pokoju, a Stefania z siostrą i matką wyprowadzone przed dom. Mimo bicia i zastraszania nie zdradzają gdzie jest Florian, a on sam nic nie robi, by pomóc kobietom. Zostają one przewiezione do więzienia w Łodzi.
Florian po odjeździe Niemców zabiera swój plecak i zostawia maleńkie córki same w domu. Nie wiadomo co by się z nimi stało, gdyby nie zainteresowała się ich losem sąsiadka Anna. Zabrała je do siebie, a gdy uwolnione siostrę Stefanii i jej matkę przekazała je rodzinie.
Stefania nie miała tyle szczęścia. Jako zakładniczka za męża, który działał w AK trafiła do obozu w Auschwitz. Nie poddawała się, bo jej marzeniem było ponowne spotkanie z córeczkami, których zdjęcie skrzętnie ukrywała.

„Oddycham z ulgą i czepiam się tej jednej niosącej pocieszenie myśli, że przynajmniej moich dzieci tutaj nie ma. I to jest ta chwila, gdy buduję się na nowo. Muszę zrobić wszystko, żeby do nich wrócić i się nimi zająć. Muszę przetrwać, cokolwiek się wydarzy. Wbrew temu co niesie los, muszę wymknąć się przeznaczeniu, zmylić ślady, byle tylko wrócić do moich dziewczynek.” S. 135

Udaje jej się przetrwać dzięki temu, że trafia na życzliwe współtowarzyszki niedoli. Stara się nie zwracać na siebie uwagi, być wręcz przezroczystą, nie patrzy w oczy, usuwa się z drogi. Drugą zasadą jaką się kieruje jest to by mieć oczy dookoła głowy, przewidywać i stale oglądać się za siebie. A ostatni ważny punkt to oszczędzanie siły, nie tracenie energii.
Jednak to nie było wszystko. Po latach dowiadujemy się, że w obozie była jeszcze jedna osoba, która pomagała przetrwać Stefanii to piekło – esesman Jurgen. Przynosi jej ukradkiem jedzenie, załatwia lżejszą pracę, ale przede wszystkim jest pierwszym mężczyzną który potrafi słuchać co mówi, jest pełen troski, zrozumienia i współczucia. Czy to co łączy tych dwoje ludzi to przyjaźń, czy coś więcej?

Wiem, że wstęp może trochę przydługi, ale chciałam pokazać Wam dlaczego Stefania trafiła do Auschwitz, a potem do innych obozów. Jakie miała wcześniej życie i dlaczego tak bliski stał się jej Jurgen, który przecież był esesmanem w obozach w których przebywała.

Powieść napisana jest bardzo fajnym językiem. Podoba mi się to, że śledzimy zarówno losy Stefanii jak i jej córek. Poznajemy też ich losy po zakończeniu wojny.
Autorka bardzo boleśnie i prawdziwie oddała piekło obozu w Auschwitz, przerzuty do innych obozów, a na końcu „marsz śmierci”. Zgodne są fakty historyczne, pojawiają się wyjaśnienia, fotografie.
Nie mi oceniać postępowanie „patrioty” Floriana, ani uczuć jakie zrodziły się w tych okropnych czasach. Dla mnie powieść ta jest hołdem dla życia tej wspaniałej kobiety, która przeszła tak wiele. Nie tylko doznała obojętności ze strony męża, przeżyła koszmar wojny i okrucieństwo obozów hitlerowskich, ale do końca życia musiała z tym żyć, mimo, iż czasy były już inne. To hołd dla jej córek, które do końca życia zmagają się z traumą tamtych czasów.

Książka wzbudza emocje, przeraża, ale również zmusza do refleksji. To kolejny dowód na to, że człowiek potrafi zgotować taki okrutny los, drugiemu człowiekowi. Oby nigdy się to już nie powtórzyło.

Myślę, że po powieść autorki powinien sięgnąć każdy, który choć trochę interesuje się tematem. Zachęca do tej nie łatwej lektury. A ja już czekam na kolejną książkę autorki, którą widziałam w zapowiedziach książkowych.

Pierwsza powieść w 2020r.

W POSZUKIWANIU PRAWDY  - Nora Roberts


Tytuł: W poszukiwaniu prawdy.
Autor: Nora Roberts
Wydawnictwo: Edipresse
Stron: 528
Data wydania: 10.02.2019

Moja ocena: 5,5/6

„ Liczy się nie tylko to, z jakiej rodziny pochodzisz, kto cię wychowuje [...] Liczy się to, co z tym zrobisz”



Nora Roberts należy do jednych z moich ulubionych autorek. Kiedyś czytałam głównie jej romanse, potem sięgnęłam po kryminały wydawane pod pseudonimem J. D. Robb, ale ten styl pisania już tak mi się nie podobał. Autorka ma na swoim koncie ponad 200 książek. Ostatnio w jej twórczości pojawiają się powieści, które są połączeniem romansu z wątkiem kryminalnym. Nora Roberts sięga po coraz trudniejsze tematy np. przemoc w rodzinie. Ten styl pisania autorki najbardziej lubię. Po dłuższej przerwie sięgnęłam ponownie do powieści Nory Roberts. Dzisiaj chciałabym napisać, o książce wydanej w 2019 roku – „W poszukiwaniu prawdy”.

Bohaterem powieści są Zane i Darby. Tych dwoje ludzi ma za sobą trudne życie z psychopatami. Spotykają się w małej, urokliwie położonej nad jeziorem miejscowości  Lakeviev Terrace, gdzie próbują budować nowe życie.

Zane pochodzi z zamożnej rodziny znanego i szanowanego chirurga Grahama Bigelow. Ma młodszą siostrę Britt. Małżeństwo Grahama i Elizy Bigelow, w społeczności miasteczka, uważane jest za idealne. To rodzina, w której wszyscy się kochają, szanują, rodzice biorą aktywny udział w rozwijaniu talentów dzieci. Jednak prawda ukrywana przed resztą rodziny i społecznością jest całkiem inna. Ojciec katuje nie tylko swoją żonę, ale za najmniejsze przewinienia bije również swojego syna. Znęca się psychicznie i fizycznie nad swoimi najbliższymi. Gdy pewnego dnia, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, Zane staje w obronie matki i siostry, zostaje dotkliwie pobity przez psychopatycznego ojca. Wszyscy wierzą w grypę syna, gdy nie pojawia się na świątecznym obiedzie, upadek z roweru, gdy nie uczestniczy w szkółce narciarskiej i wpadek na nartach, gdy wraca do szkoły po przerwie świątecznej. Nikt nie przypuszcza nawet, że prawda może być całkiem inna. Tym razem prawda nie ujrzała światła dziennego, ale już rok później nie udaje jej się tak łatwo ukryć. Graham i Eliza Bigelow zostają oskarżeni o znęcanie się fizyczne nad dziećmi.

Rodzeństwem opiekuje się siostra ich matki Emily, która prowadzi po drugiej stronie jeziora interes rodzinny, wynajmując domki dla turystów. To tam parę lat później przyjedzie Darby McCray, która kryje swoją tajemnicę. Jej życie również nie było łatwe. Wyszła za mąż za człowieka, który okazał się psychopatą i znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. Kontrolował ją na każdym kroku. Darby w końcu udaje się wyrwać z rąk oprawcy, ale ciągle czuje się prześladowana. Gdy w wypadku ginie jej matka, kobieta postanawia zacząć nowe życie całkowicie gdzie indziej. I tak znajduje zajęcie jako projektantka terenów zielonych właśnie u Emily.

Gdy Zane wraca do swojej miejscowości by otworzyć tutaj swoją kancelarię prawniczą poznaje utalentowaną projektantkę. Szybko orientują się, że łączy ich coś więcej niż przykre doświadczenia z przeszłości. Czy uda im się zbudować wspólnie przyszłość, zwłaszcza gdy wiedzą, że ich oprawcy wkrótce wyjdą na wolność?

W poszukiwaniu prawdy” to typowa powieść autorki. Wątki obyczajowo-kryminalne przeplatają się z romansem. Początek książki wręcz rozdziera emocjonalnie serce. Potem chwila oddechu, ustabilizowania, by na koniec ponownie wzbudzić w czytelniku ciekawość i nowe emocje. To sprawia, że od książki trudno się oderwać. To powieść która na pewno pozostanie na długo w pamięci. Podczas jej czytania potrafiłam sobie wyobrazić bohaterów, miejsca w których przebywali, gdyż autorka ze szczegółami opisywała okolice, wystroje wnętrz, a nawet to co ubierali się bohaterowie. To pobudzało wyobraźnie i pozwalało, by w mojej głowie powstawały obrazy, jak klatki kręconego filmu.
Bardzo dobrze w powieści zobrazowany został temat przemocy domowej. Można było wczuć się w odczucia osób nad którymi się znęcano, wręcz poczuć ból jaki czują. Również od strony psychologicznej, autorka pokazuje nam próby radzenia sobie z lękiem, przeszłością, która w psychice bohaterów zostawiła trwały ślad. Ponownie przekonujemy się jak ważna jest rodzina, przyjaciele, ale i obcy ludzie, którzy potrafią uwierzyć w nasze słowa i wyciągnąć rękę by nam pomóc.

Nora Roberts sięgnęła po trudny temat. Niestety nadal są domy, gdzie pod przykrywką kłamstwa, za zamkniętymi drzwiami rozgrywają się dramaty. Ofiary boją się swoich oprawców do takiego stopnia, że nigdy nie zgłoszą tego co się u nich dzieje. Wolą cierpieć w swoich czterech ścianach, dalej dawać się poniżać, aż do momentu gdy nie dojdzie do tragedii. Najbardziej bolało mnie to, że matka Zena pozwalał na takie traktowanie swoich dzieci. To, że sama pozwalała się bić, według ustalonych wcześniej zasad, wszędzie tylko nie po twarzy, nie znaczy, że niewinne osoby miały cierpieć, a ona się temu biernie przyglądała i kryła oprawcę.
Wiem, że przy książkach tej autorki trzeba się liczyć z dawką emocji i na pewno nie będziemy się nudzić. Tak było i w tym przypadku.

Polecam serdecznie również powieść „W ukryciu”, którą czytałam wcześniej i zakończyłam nią 2019 rok. Może w wolnej chwili też napiszę o niej parę słów.

Zachęcam do lektury książek autorki. Ja mam zamiar jeszcze nie raz sięgać po jej powieści.



czwartek, 2 stycznia 2020

Styczeń 2020 - moje plany

Czytam powieści o tematyce obozowej


Dlaczego wybrałam taką tematykę na styczeń. W dniu 27 stycznia 1945 r. żołnierze 60. armii Pierwszego Frontu Ukraińskiego otworzyli bramy KL Auschwitz. W obozie macierzystym, Birkenau i Monowitz wyzwolenia doczekało ok 7000 więźniów. Chcę w ten sposób uczcić pamięć wszystkich osób, którym nie było dane doczekać wolności.
Wiele nowości ukaże się w tym i przyszłym miesiącu w tej tematyce. Mam nadzieję, że oprócz literatury którą mam w domu, sięgnę też po coś z nowości.
Nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym tematem. Trzy powieści wywarły na mnie ogromne wrażeni i na długo pozostaną w mojej pamięci.
 "Chłopiec w pasiastej piżamie" - John Boyne, 

"Kołysanka z Auschwitz" - Mario Escobar 

oraz "Dziewczęta z Auschwitz" - Sylwia Winnik.

Temat trudny. Wiem, że będę musiała sobie dawkować emocje, robiąc przerywniki, czytając lżejszą literaturę. Mam nadzieję, że podzielicie się swoimi wrażeniami z przeczytanych książek.

W ramach wyzwań mam w planach jeszcze przeczytanie powieści takich autorów jak: 
Małgorzata Rogala, Magdalena Wala, Adam Mickiewicz - w ramach wyzwania z Agnieszką Śliwą
Małgorzaty Mroczkowskiej - w ramach czytelniczego wyzwania z "Książką jej do twarzy"
oraz książkę miesiąca którą wg głosowania będzie prawdopodobnie "Kasztanowy ludzik" - Soren Sveinstrup.
Wyzwanie na LC to w tym miesiącu - książka której nie doczytałam w 2019 roku. Mam parę takich tytułów, choć nie wiem czy znajdę czas by sięgnąć po wszystkie. Jedną już skończyłam - to powieść Nory Roberts "W poszukiwaniu prawdy". Jutro postaram się by pojawiła się recenzja tej książki.

Styczeń zapowiada się bogaty czytelniczo, mam nadzieję, że czas pozwoli mi na lekturę. 

Pozdrawiam i życzę wszystkim udanego Nowego Roku 2020