sobota, 18 stycznia 2020

Urodzeni, by żyć - Wendy Holden

Opowieść o kobietach, o których nie możemy zapomnieć.


Tytuł: Urodzeni, by żyć
Autor: Wendy Holden
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 05.05.2015
Stron: 432
Moja ocena: 6/6

Książka wydana w 2019 roku pod tytułem „My, dzieci z obozów”

„Człowiek nawet nie wie, jak nisko może upaść, jeśli dokonuje się to stopniowo”. s.110



Wendy Holden urodziła się w 1961 roku w Pinner w północnym Londynie. W swoim dorobku ma już ponad 30 książek. Ja poznałam jej twórczość z trochę innej strony, gdyż jest ona współautorką książki „10 minut uważności”, którą ostatnio czytałam pogłębiając swoją wiedzę z Mindfulness.

W ramach swojego styczniowego wyzwania postanowiłam przeczytać „Urodzeni, by żyć”. Jest to historia trzech ciężarnych Żydówek, więźniarek obozu koncentracyjnego, którym udało się ukryć swój stan przed oczami oprawców i dzięki temu uniknąć śmierci. Ich dzieci o swoim istnieniu i niezwykłych okolicznościach narodzin, dowiedziały się podczas obchodów 65 rocznicy wyzwolenia obozu w Mauthausen. Oto bohaterki tej opowieści.
Priska – córka Emanuela i Pauli Ronów, urodziła się 6 sierpnia 1916 roku. Spędziła dzieciństwo w miejscowości Zlate Moravce, położonej w położonej-zachodniej części dzisiejszej Słowacji. Rodzice prowadzili tam koszerną kawiarnię. 21 sierpnia 1914 roku Priska wyszła za mąż za Tibora. Był to szczęśliwy związek, małżonkowie stanowili dobraną parę. Po ślubie młodzi zamieszkali w centrum Bratysławy, jednak potem wprowadzono nowe obostrzenia i nakazano Żydom opuścić centrum miasta. Przeprowadzili się wówczas do Pezinok, dwadzieścia kilometrów od stolicy, gdzie Priska uczyła w szkole, do czasu, gdy władze ogłosiły, ze nie-Aryjczykom nie wolno nauczać aryjskich dzieci.
Tibor dojeżdżał do pracy w banku do Bratysławy, wcześniej pracował jako dziennikarz, ale teraz nie mógł wykonywać swojego zawodu.
„Republika Słowacka pod rządami księdza Tiso stała się jednym z państw Osi, w którym SS przeprowadziła Aktionen, czyli masowe deportacje Żydów do nowych „miejsc przesiedlenia” lub obozów pracy, gdzie mieli oni wspierać działania wojenne Niemców na froncie wschodnim.” s. 37-38
Słowaccy Żydzi pozbawieni jakiejkolwiek pomocy z rezygnacją czekali na swoją przyszłość, która rysowała się coraz bardziej ponuro. Do obozu wywieziono już siostrę Priski, Boezkę oraz rodziców dziewczyny. Druda siostra Priski uciekła w rejony Tatr Wysokich, a brat Janko przyłączył się do partyzantów walczących z gwardzistami Hlinki i podejmujących inne akcje wymierzone przeciwko proniemieckim władzom. Jesiniom 1942 roku Priska i Tibor wrócili do Bratysławy. Starali się nie martwic o przyszłość i wierzyli, że wojna szybko się skończy. Priska dwukrotnie poroniła. Ich nadzieje na szczęśliwe życie rozwiały się 28 września 1944 roku, gdy do ich mieszkania wtargnęło trzech funkcjonariuszy FS i kazało im się spakować w dwie małe walizki, które razem nie mogły ważyć 50kg. Wraz z dwoma tysiącami innych Żydów zostali przewiezieni do obozu pracy w pobliżu miejscowości Sered, skąd 30 września zostali wywiezieni do Auschwitz II – Birkenau. Była niedziela 1 października 1944 roku.

Rachela Abramczyk, dorastała w licznej i szczęśliwej rodzinie. Była najstarszą z dziewięciorga rodzeństwa. Urodziła się w Sylwestra 1918 roku w Pabianicach koło Łodzi – drugiego co do wielkości miasta w  ówczesnej Polsce. Pabianice należały do jednych z najzamożniejszych miejscowości w kraju. Od wielu lat rozwijał sę tam przemysł włókienniczy. Ojciec Racheli pracował jako inżynier włókiennictwa w zakładzie swoich teściów. Rodzina posiadała własne krosna i produkowała gobeliny oraz tkaniny na zasłony i obicia mebli. Dzięki własnemu zakładowi rodzina żyła na niezłym poziomie, miała spore mieszkanie z dużym ogrodem. Posiadali sporą kolekcję dzieł sztuki i eleganckiej porcelany. Jako najstarsza z rodzeństwa Rachela musiała ciągle opiekować się młodszymi członkami rodziny, dlatego postanowiła, że jak tylko nadarzy się okazja szybko wyjdzie za mąż. Jej mężem został Monik Friedman, który też był właścicielem zakładu włókienniczego. Jego rodzina pochodziła z Węgier. Reszty można już się domyślić. Majątek Żydów został przejęty przez Niemców, a oni sami trafili do getta w Warszawie, potem w Pabianicach i w Łodzi. Rachela 28 sierpnia 1944 roku, wraz z rodziną została wywieziona z niemal pustego już łódzkiego getta (ostatniego w Polsce) do Auschwizt II – Birkenau. Miała wówczas 25 lat. Rachela i jej siostry nie zdawały sobie sprawy, że to ostatnie ich wspólne chwile z rodzicami i młodszym rodzeństwem.
Z ponad 200 tysięcy ludzi, którzy przewinęli się przez łódzkie getto, ocalał niecały tysiąc.

Anna Nathanova, panieńskie nazwisko Kauderova urodziła się 20 kwietnia 1917 roku na terenie ówczesnych Austro-1)egier, w miasteczku Terechovice pod Orebem, znajdującego się ok 13 kilometrów od miejscowości Hradec Kralove na terenie dzisiejszych czech. Miasteczko to słynie z fabryki fortepianów. Anka uwielbiała czytać, znała kilka języków. Jej rodzina prowadziła garbarnię i zakład wyrobów skórzanych. W 1936 roku Anka przeprowadziła się do ciotki do Pragi, gdzie miała kontynuować naukę. Tam poznała swojego przyszłego męża – Bernda Nathana – architekta i projektanta wnętrz. Pobrali się 15 maja 1940 roku. Oboje trafili do obozu Theresinstadt w pobliżu miejscowości Terezin. Obóz umieszczony był w twierdzy z XVIII i XIX wieku. W listopadzie 1941 roku warowne miasto stało się zamkniętym gettem do którego zwożono Żydów z całej Europy. „Szacuje się, że ze 140 tys. Żydów wysłanych do Teresienstadt trzydzieści trzy tysiące zmarło, a ponad osiemdziesiąt osiem wysłano do obozów zagłady, w wyniku czego zginęła niemal cała populacja czeskich Żydów. Przez obóz przewinęło się 15 tys dzieci, w tym grupa ponad dwustu sześćdziesięciu sierot Z Białegostoku, którym obiecano bezpieczną przystań w Szwajcarii, ale w rzeczywistości wraz z przydzielonymi im opiekunami pojechały prosto do Auschwitz i tam, razem z nimi, zginęły.” S.125
Po umieszczeniu w getcie ok 500 duńskich Żydów, Duński Czerwony Krzyż, domagał się inspekcji w obozie. Do inspekcji doszło 23 czerwca 1944 roku. Oczywiście wszystko wcześnie przygotowano, zrobiono place zabaw dla dzieci, otworzono sklepy i kawiarnie w „miasteczku”, wzmożono wcześniej wywózkę Żydów do Auschwitz, by zmniejszyć zaludnienie w obozie. Grała nawet orkiestra, działał teatr i prowizoryczna synagoga w dawnej Sali gimnastycznej. Wszystko z dala od krematoriów i brudnych baraków. Tą farsę przeżyła też Anna ze swoim mężem, udając zakochaną parę w jednej z kawiarni. Oczywiście opinia Duńskiego Czerwonego Krzyża była pozytywna.
W Theresienstandt naziści wprowadzili obowiązkowe aborcje. Gdy Żydowski lekarz uratował żonę oficera, która wcześniej zaczęła rodzić, pozwolono paru kobietom, które wówczas były w ciąży, urodzić dzieci. Do tego grona należała Anka. 2 lutego urodziła syna. Zmarło on jednak na zapalenie płuc.
„Jedna z ulubionych maksym życiowych Anki pochodziła z powieści Przeminęło z wiatrem, której bohaterka Scarlet O`Hara często powtarzała: „Pomyślę o tym jutro”. Anka przez cały czas pobytu w getcie i potem w obozach powtarzała sobie te słowa.” S.137
Po trzech latach pobytu w Theresienstadt  z obozu wywieziono Bernda, a potem w ślad za nim pojechała Anna, licząc na to, że w kolejnym miejscu również się spotkają. Było to 28 września 1944 roku.


Wszystkie kobiety trafiły do tego samego miejsca – Auschwitz II – Birkenau, wszystkie wiedziały, że są w ciąży, każda z nich usłyszała to samo pytanie, zadane przez doktora Josefa Mengele – Czy jest pani w ciąży?. Wszystkie zaprzeczyły, czym uratowały życie sobie i swoim nienarodzonym jeszcze dzieciom. Ale wtedy o tym jeszcze nie wiedziały.
Dalsze losy bohaterek poznacie czytając książkę.

Dla mnie lektura „Urodzeni, by żyć” była wstrząsającym przeżyciem. Dla mnie to jedna z najlepszych książek o tej tematyce. Bardzo bogate tło historyczne, pozwoliło mi poznać sytuację w jakiej znalazły się bohaterki. Każdy obóz, getto, fabryka w której pracują więźniowie jest dobrze opisana.
To co jeszcze bardzo mi się podobało, to to, że mogliśmy poznać losy tych kobiet i ich rodzin po zakończeniu wojny, a one też nie należały do najłatwiejszych. Zmusiły one nasze bohaterki do podjęcia decyzji o wyjeździe z Ojczyzny do innego kraju.

Książkę czyta się bardzo dobrze, dużo informacji, ciekawa forma ich przedstawienia, chęć poznania dalszych losów kobiet, które o swoim istnieniu nawet nie wiedziały, sprawia, że trudno oderwać się od lektury.
Trudno pisać mi o tej pozycji. Dużo emocji i momentami łzy w oczach. Warto ją przeczytać. Poznajcie losy tych wspaniałych kobiet, które przeszły przez piekło i tylko cud sprawił, że udało im się przeżyć i jeszcze wydać na świat swoje dzieci. Polecam

1 komentarz:

  1. Staram się omijać podobne lektury. Dlaczego? Bo dołują. Smuci mnie fakt, jak kiedyś traktowano ludzi innego wyznania czy narodowości. Skoro jednak piszesz, że najlepsza książka tego rodzaju... Zastanowię się. :)

    www.pomistrzowsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń