niedziela, 12 lutego 2017

SYN - Philipp Meyer

CZŁOWIEK DZIELNY NAJPIERW KOCHA INNYCH, A SIEBIE NA KOŃCU

Autor: Philipp Meyer
Tytuł: Syn
Tytuł oryginalny: The Son
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 12 października 2016
Stron: 608
ISBN: 9788379763993
Moja ocena: 4/6


„… myślisz, że świat jest, jaki jest, ale nagle się budzisz i przekonujesz, że myliłeś się we wszystkim.”


Philipp Meyer to amerykański pisarz, autor powieść „Rust” i „Syn”. Dorastał w robotniczej dzielnicy Baltimore. W wieku dwudziestu lat postanowił zostać pisarzem. Pobierał nauki na różnych uczelniach w Baltimore, a potem na Cornell University. Pracował też w różnych zawodach. Naprawiał rowery, szwajcarskim banku inwestycyjnym, pracownik budowlany i sanitariusz. Swoją pierwszą powieść „Rust” wydał w 2009 roku.

Ponieważ bardzo lubię czytać sagi postanowiłam sięgnąć po powieść Philippa Meyer pt. „Syn”. Jest to epicka opowieść o amerykańskim Zachodzie. Opowiada o losach teksańskiej rodziny McCulloughów. Poznajemy ich życie przez blisko 150 lat. Zaczynając od czasów XIX wiecznych najazdów Komanczów, aż po XX-wieczny boom naftowy.

Dzieje rodu opowiadane są przez trzech jego członków: Eli (późniejszy pułkownik), syna Petera i przedstawicielkę czwartego pokolenia Jeanne Anne.
Narratorzy powieści zmieniają się w każdym rozdziale. Na przemian opowiadając losy swojej rodziny. To ich oczy widzą ludobójstwo rdzennych mieszkańców Teksasu. Walki pomiędzy Komanczami, Jankesami i Meksykanami. Zobaczymy jak na cierpieniu innych budowano ówczesne fortuny.

Książkę czytało mi się początkowo dość ciężko. Gdyby nie ściąga w postaci drzewa genealogicznego, pewnie długo dochodziłabym kto jest kim w tej powieści. Do tego krwawe opisy rzezi na Indianach i mieszkańcach Teksasu wywoływały fale mdłości.

To przeskakiwanie w latach i tak różny sposób opowiadania historii, bardzo mnie drażnił. Gdybym jeszcze raz sięgała po „Syna” to pewnie czytałabym go według narratorów. Najbardziej podobała mi się opowieść Eliego. Mimo, że najbardziej brutalna ze wszystkich, sprawiało to jednak, że nie była nudna. Ciągle coś się działo, dużo interesujących informacji na temat życia Komanczów. Pozostali narratorzy mnie nie zachwycili już tak bardzo. Peter syn o dużych wyrzutach sumienia, jakiś taki nieporadny i powiedziałabym, że nawet żałosny. Opowieść swoją snuje bardzo powoli, ciągle się nad czymś użalając, sprawia to dużą monotonię. Silną kobietą jest Jeanne Anne. Jako starsza kobieta, u progu swojego życia wspomina swoją młodość, dążenie do celu i budowanie rodzinnego imperium. Bohaterka pokazuje tutaj swoją bezwzględność, brak uczuć i ciągłe poszukiwanie miłości. Jakoś żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii. Za żadnym nie tęskniłam po skończonej lekturze.

Autorowi udało się odtworzyć klimat dawnej Ameryki, to jak ją kolonizowano, budowano naftowe imperia. Potrafił on zagrać na zmysłach czytelnika. Opisy scen intymnych były czasami dość mocne.

Mimo dość sporej ilości stron, książkę czyta się dość szybko. Jest to dobra książka przygodowa. Na pewno spodoba się ona miłośnikom książek Karola Maya. Odpowie Wam na pytanie do jakich okrucieństw możemy się posunąć by mieć konkretny zysk.

Ja pewnie ponownie jej nie przeczytam. Miano arcydzieła literatury wg mnie do tej powieści nie pasuje, ale każdy kogo opis zainteresuje powinien „Syna” przeczytać.




1 komentarz: