Autor: Teresa Oleś – Owczarkowa
Tytuł: Mrówki w płonącym ognisku
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7595-617-7
Stron: 252
Moja ocena: 4/6
„Żyję w starym świecie, w którym obowiązuje stare prawo wsi.
Jest swojsko i bezpiecznie, ale plon z kamienistych pól już przestaje
wystarczać ludziom, już nie zaspokaja ich stale rosnących potrzeb. Chcąc mieć
więcej dobra, wychodzą poza Wały do fabryk w mieście i do innego życia.” s.73
Teresa Oleś – Owczarkowa z wykształcenia jest psychologiem.
Współpracowała głównie z „Gościem Niedzielnym. Debiutowała powieścią „Rauska”.
W swojej najnowszej powieści „Mrówki w płonącym ognisku” z
realizmem ukazuje dawne życie na wsi, jest również metaforą.
Po raz pierwszy spotkałam się z powieścią tej autorki.
Sięgnęłam po nią dlatego, że zaciekawił mnie opis. Mimo, iż mieszkam w mieście
całe moje dzieciństwo było związane ze wsią, przynajmniej w czasie wakacyjnym.
Bohaterką powieści jest Teresa. Przyjeżdża ona po wielu
latach, jako już wiekowa kobieta do wsi Blanowice w której się wychowała. Wieś
położona jest niedaleko Zawiercia.
Książka napisana jest w trochę nietypowy sposób. Nie ma żadnych
rozdziałów, a składa się ze zbioru przemyśleń, refleksji, wspomnień zapisanych
w krótszych czy dłuższych akapitach. Dzięki lekturze tej książki poznajemy
życie na wsi od okresu międzywojennego, po czasy II wojny światowej gdy tereny
zajmowali Niemcy, a potem Rosjanie, po czasy komunizmu i dzień dzisiejszy.
Autorka wplata między swoje opowieści fragmenty piosenek
śpiewanych w wiejskich chatach, opisuje panujące wówczas zwyczaje np. związane
z wydawaniem córek za mąż, regularnymi bójkami o panny na zabawach wiejskich
pomiędzy mężczyznami zamieszkującymi inne wsie. Stosuje również język jakim
posługiwali się ówcześni mieszkańcy Blanowic i okolicznych wsi.
Możemy zaobserwować jakie zmiany zachodzą na wsi i w nas
samych przez wiele lat. Jak zmieniają się zwyczaje choćby jak zmienił się
taniec:
„Wiele można powiedzieć o tańcu, którego rola zmienia się,
tak jak my, w przyspieszonym rytmie świata. Taniec na dyskotece stał się
gimnastyką przy muzyce, natomiast tamten dawny taniec, w ramionach chłopca, był
wydarzenie towarzyskim i erotycznym. W ramach ustalonej konwencji uczył
dyscyplinować odruchy i współbrzmieć ze sobą mimo różnic płci.” s. 91
Bohaterka też przeszła odmianę, nie uchroniła się przed
zmianami jakie zaistniały na wsi. „Wiedziałam, jak się powinno żyć na wsi i w
małym mieście. Rozumiałam dobrze konieczność wypełniania obowiązku narzuconego
przez naturę i obyczaj. Zgadzałam się z nimi bez sprzeciwu dopóty, dopóki nie
usłyszałam w sobie głosu burzowego dzwonu, który wywrócił cały mój świat do
góry nogami. Nie oglądając się już na nic, a zwłaszcza na to, co powiedzą o
mnie ludzie z małego miasteczka, posłusznie wykonałam narzucone mi przez naturę
salto bez zabezpieczenia, bo takie było moje przeznaczenie.” s. 92
Powieść pani Teresy zawiera w sobie wiele wątków
etnograficznych, ale również znajdziemy w niej ciekawe filozoficzne
przemyślenia autorki. Często donosi się do katolicyzmu, roli wiary w życiu
ludzi na wsi. Przedstawia nam ona wieś taką jak zapamiętała z własnego
dzieciństwa, przytacza opowieści innych m.in. swojej babci o czasach których
nie może pamiętać ona sama. Wieś rządzi się swoimi prawami, nikt nie pyta
młodej dziewczyny czy kocha swojego przyszłego męża, uczucie zrodzi się lub nie
między nimi po ślubie. Ważne by mąż spłacił długi rodziny. Tradycyjna rodzina
wychowuje gromadkę dzieci, nie ważne, że czasami trochę głodują, ale razem
uprawiają rolę, oporządzają gospodarstwo a w niedziele chodzą do Kościoła.
Zmienia się jednak życie na wsi, ludzie pragną udogodnień,
nie ma już tradycyjnych pieców chlebowych, a kuchnie wyposażone są w nowoczesne
cuda techniki. Wraz ze zmianami sposobu życia zmienia się też nasz
światopogląd, obyczaje i to jak traktujemy innych. Życie na „kocią łapę” nie
jest nowością i nikt do ślubu nie jest zmuszany.
Dla mnie lektura tej książki była wędrówką we własną
przeszłość. Jako dziecko spędzałam całe wakacje na wsi. Pamiętam opowieści
babci o wojnie, o tym jak zesłali ją do pracy w fabryce amunicji w Niemczech.
Jako dziecko bawiłyśmy się z kuzynkami w starym drewnianym domu, w którym
mieszkała razem moja rodzina i zwierzęta gospodarskie. Nie zapomnę zapachu i
smaku chleba wyciąganego z pieca i tego jak ciocia robiła znak krzyża na
bochenku nim go ukroiła. Sama ubijałam masło, a kwaśne mleko podczas żniw miało
wyjątkowy smak. No i zapach siana w stodole – cudowny.
Wiele wspomnień, dzięki książce pani Teresy mogłam sobie
powspominać i porównać jak to było u nas. To bardzo interesująca książka jeśli
chodzi o taką tematykę.
Jeśli chodzi o samo czytanie to nie jest to lektura od
której nie można się oderwać. Ciągłe zmiany tematu, przeskoki w latach,
miejscach, tematach, brak jakiejś jednej ciągłości w wydarzeniach sprawiają, że
książkę czyta się trochę monotonnie.
Nie jest to lektura do której powrócę za jakiś czas, ale na
pewno polecam ją osobą które chciałyby zobaczyć jak kiedyś żyło się na wsi i
jak się ona zmieniła. Jak zmieniało się życie tam w zależności od pory roku,
dnia tygodnia czy pory dnia. Ciekawe źródło wiedzy na temat wsi.
Zachęcam do lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz