niedziela, 31 lipca 2016

MAM NA IMIĘ LUCY - Elizabeth Strout

WSZYSCY MAMY TYLKO JEDNĄ OPOWIEŚĆ

Autor: Elizabeth Strout
Tytuł: Mam na imię Lucy
Tytuł oryginalny: MY NAME IS LUCY BARTON
Tłumaczenie: Bohdan Maliborski
Wydawnictwo: WIELKA LITERA
Data wydania: 18.05.2016
Stron: 224
ISBN: 978 -83-8032-101-4
Moja ocena: 4/6


„Strach przed cierpieniem to zbędne cierpienie.” s.83



Elizabeth Strout jest amerykańską pisarką, laureatką nagrody Pulitzera za „Olive Kitteridge”, zbiór opowiadań o kobiecie, jej najbliższej rodzinie i przyjaciołach mieszkających na wybrzeżu Maine. Na tej podstawie powstał serial nakręcony przez HBO. Jest autorką wielu nagradzanych powieści m.in.: Amy i Isabelle, Pozostań ze mną, Burgess chłopcy.
Najnowsza jej powieść nosi tytuł: Mam na imię Lucy.

Bohaterką książki jest Lucy Barton. Mieszka ona w Nowym Yorku. Jest spełnioną pisarką i matką. Ma dwie córeczki: Becky i Christina. Dopiero z drugim mężem czuje się szczęśliwa.
Jej świat się zmienia gdy trafia do szpitala na operację wyrostka robaczkowego. Po operacji okazuje się, że pacjentka ma jakiś stan zapalny. Lekarz dokładnie nie potrafi określić jego przyczyny, dlatego Lucy musi dłuższy czas pozostać w szpitalu.
Na prośbę jej męża Williama do szpitala przyjeżdża matka Lucy. Kobiety od dawna nie utrzymywały ze sobą kontaktów. Podobnie kontaktów bohaterka nie utrzymywała ze swoją starszą siostrą i bratem. Mama siedzi przy łóżku chorej przez pięć dni prowadząc z nią rozmowy o rodzinie, znajomych i sąsiadach. Dla Lucy jest to wycieczka do jej bardzo trudnego dzieciństwa.

„Są chwile, które próbuję zapomnieć, ale których nie zapomnę nigdy.” s. 197

Lucy wychowywała się w biedzie. Do momentu kiedy nie skończyła 11lat mieszkali w garażu należącym do stryjecznego dziadka, który mieszkał w stojącym obok domu. W garażu ledwo ciurkała zimna woda do zamontowanego naprędce zlewu. Dziewczyna wraz ze swoją siostrą spały na płóciennych płachtach rozwieszonych jedna nad drugą na metalowych słupkach. Zimą było tak chłodno, że często nie mogła zasnąć. W szkole dziewczyny wyśmiewano, że śmierdzą, że są biedne. Nie miały prawdziwych przyjaciół.
Lucy wolała zostać w szkolnej świetlicy, gdzie mogła poczytać, niż wracać do garażu, który musiała nazywać domem. Uwielbiała książki i to dzięki nim postanowiła, że kiedyś zostanie znaną pisarką.

„Książki dały mi różne rzeczy. I właśnie to chcę powiedzieć. Dzięki nim czułam się mniej samotna. Właśnie o to chodzi. Pomyślałam: będę pisać i ludzie nie będą się czuli tacy samotni…” s.30

Jej największą traumą z dzieciństwa jest stara furgonetka w której rodzice zamykali ją gdy szli do pracy w pole, a jej starsze rodzeństwo było jeszcze w szkole. Bardzo wtedy płakała, a jedynym sposobem by się uspokoić, była myśl o lepszym życiu.

„Potem się opanowywałam i mówiłam do siebie na głos: „Spokojnie, kochanie. Zaraz przyjdzie tu jakaś miła pani. Jesteś bardzo grzeczną dziewczynką, a ona jest krewną mamusi. Poprosi cię, żebyś z nią zamieszkała, bo jest samotna i chce mieszkać z małą grzeczną dziewczynką”. To była taka fantazja, która mnie uspokajała. Wyobrażałam sobie, że nie jest mi zimno, że ma czystą pościel, toaletę, która działa, i słoneczną kuchnię. Dzięki temu trafiłam do raju.” s.67

W dorosłym już życiu Lucy też nie potrafiła się odnaleźć. Mimo początkowo szczęśliwego małżeństwa, zawsze coś było nie tak. Rozumieli się z Wiliamem, ponieważ on też uciekał od biedy panującej w domu owdowiałej matki. Rodzice Lucy nigdy go nie zaakceptowali, gdyż jego ojciec był niemieckim jeńcem wojennym. Ojciec Lucy walczył na wojnie i Niemcy próbowali go zabić, dlatego ta oziębłość w stosunku do zięcia. Młodzi byli zdani tylko na siebie, ale w końcu i w swoim związku zaczęli czuć się samotnie.
Lucy postanowiła spełnić swoje marzenia i zaczęła uczestniczyć w spotkaniach dla młodych autorów, które prowadziła znana pisarka Sarah Payne. Spotkały się kiedyś w sklepie z odzieżą i wymieniły parę słów. Wkrótce ukazuje się w małym pisemku pierwsze opowiadanie naszej bohaterki.
Ta podróż w przeszłość ma jeszcze wiele trudnych opowieści i jeszcze wiele dowiemy się o Lucy, jej sąsiadach i rodzinie. Na pewno zadamy sobie wiele pytań podczas jej lektury. Czy matka Lucy ją kochała? Dlaczego surowego ojca Lucy nie chce pamiętać z dzieciństwa? Czy jej brat sypiający ze świniami i czytający bajki dla dzieci jest normalny, czy dzieciństwo miało wpływ na jego zachowanie w dorosłym życiu.

Mam na imię Lucy” to książka którą zakwalifikowałabym do trudnych w odbiorze. Na tych niewielu stronach poznamy ból i cierpienie związane z traumatycznym dzieciństwem, które odbija się na bohaterce w jej dorosłym życiu. Przeczytamy o skomplikowanych relacjach matka – córka. I pragnieniu by być kochanym przez własnych rodziców. To również powieść o izolacji, jakiej doświadcza wielu ludzi z powodu biedy, przekonań, choroby czy orientacji seksualnej.
Autorka pokazuje nam, że są słowa które czasami trudno jest nam wypowiedzieć. Trudno mówić nam o swoich uczuciach, pragnieniach i potrzebach. O tolerancji i szczerości.

Miałam mieszane uczucia podczas lektury. Początkowo książka wydawała mi się nudna, ale po jej przeczytaniu i przemyśleniu, stwierdziłam, że coś w niej jest niezwykłego. Wróciłam ponownie do wybranych fragmentów, czytałam jeszcze raz.
Powieść nie jest długa i w sumie bez problemu można przeczytać ją w jeden wieczór. Może nie wszystkim się spodoba, ale coś w niej jest takiego, co zmusza do przemyśleń. Na przykład takie słowa córki Becky:
„- Mamo, kiedy piszesz powieść. Możesz napisać ją od nowa, ale kiedy żyjesz z kimś przez dwadzieścia lat, to też jest powieść, której nie napiszesz już z nikim innym!” s. 198

Mam nadzieję, że książka znajdzie swoich czytelników. Po kolejce do niej w mojej bibliotece widzę, że są chętni by po nią sięgnąć. Opis jest na pewno zachęcający, a co do treści to już musicie zdecydować sami. Gdybym miała przeczytać ją jeszcze raz, pewnie bym to zrobiła. Polecam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz