niedziela, 25 września 2011

Dom w Italii - Peter Pezzelli

Autor: Peter Pezzeli
Tytuł: Dom w Italii
Tytuł oryginalny: Home to Italy
Język oryginalny: angielski
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydanie: I
ISBN: 978-83-08-04473-5
Stron: 300
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Moja ocena: 6/6
„- Możesz wyrwać mnie z Villa San Giuseppe, ale trudno jest wyrwać Villa San Giuseppe z serca – oznajmił Peppi” s. 67
Włoch zawsze kojarzą mi się ze wspaniałymi wakacjami, ciepłym klimatem, cudownymi krajobrazami oraz oliwkami. Szczególnie upodobałam sobie Toskanię, Abruzję i Bolonię dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po nową powieść Petera Pezzelli „Dom w Italii”. Autora kojarzyłam z recenzji jego innych książek zwłaszcza „Kuchni Franceski”, ale nigdy jego powieści nie czytałam. Czas było to zmienić.
Bohaterem „Domu w Italii” jest Peppi. Urodził się on we Włoszech w małej miejscowości w prowincji Abruzja. Wraz z rodzicami mieszkał w domku obok mulino (młyn). Był jedynakiem, ale nie brakowało mu rodzeństwa. Zawsze miał się z kim bawić, gdyż otaczało go liczne kuzynostwo. W wolnych chwilach jeździł na rowerze do pobliskiego miasteczka. Uroki dzieciństwa przerwał wybuch II wojny światowej. Rodzina rozjechała się po całym świecie, a wielu z nich nigdy do domu nie wróciło, w tym i ojciec Peppiego. Wkrótce zmarła też jego matka. Nic po za przyjacielem we Włoszech go nie trzymało, dlatego jako młody chłopak postanowił wyemigrować do Ameryki. Tam poznał swoją przyszłą żonę Annę. Wkrótce zamieszkali w ich wspólnym domu. Byli szczęśliwym małżeństwem, jedyne czym Bóg ich nie obdarzył to dziecko. Po czterdziestu latach małżeństwa okazało się, że Anna ma udar. Jesienią Peppi został wdowcem. Bardzo przeżywał śmierć swojej ukochanej, nie chciał się z nikim widywać, wszystko przypominało mu Annę, stracił apetyt i chęć do życia. Gdy nadszedł nowy rok postanowił wrócić na stałe do Włoch, do miejsca w którym się urodził. Wiedział, że czeka tam na niego jego przyjaciel Luca, tak jak on zapalony kolarz i pozostawiona ojcowizna mulino.
Pewnego niedzielnego poranka na placu miasteczka, w momencie startu tradycyjnego niedzielnego wyścigu kolarskiego, pojawia się nowy zawodnik. Luca od razu rozpoznaje swojego dawnego przyjaciela Peppi. Luca jest właścicielem fabryki czekoladek. Ma wspaniałą żonę, syna córkę i dwoje wnucząt. Wkrótce Peppi poznaje prawie całą rodzinę swojego przyjaciela. Na niedzielnym obiedzie brakuje tylko Lucrezii – czterdziestojednoletniej córki Luci. Peppi chce jak najszybciej zobaczyć co pozostało z jego rodzinnego domu. Luca zwleka by go tam zabrać. Planują na drugi dzień wycieczkę rowerową by po drodze zobaczyć mulino. To co zobaczył Peppi nie przypominało domku z jego wspomnień. Mulino został całkowicie zniszczony podczas trzęsienia ziemi. Mężczyzna zamieszkał więc w mieszkanku koło fabryki czekolady. Już wkrótce bohater poznaje Lucrezie. Pomaga ona ojcu w zarządzaniu fabryką. Trzyma ona pracowników twardą ręką, a wszystkie błędy wytyka im krzykiem. Lucrezia jest wdową. Jej mąż zginął w wypadku samochodowym dziesięć lat temu. Kobieta by zapomnieć o swoim smutku cały swój czas poświęca pracy. Na jej twarzy od dawna nie widać było uśmiechu. Peppiego i Lucrezie łączy ten sam smutek, dzieli dużą różnica wieku. Rozumieją się świetnie i wkrótce ich przyjaźń zamienia się w coś więcej. Czy ich związek ma szansę na przetrwanie?
Powieść napisana lekkim językiem, czyta się ją wspaniale. Pięknie opisane krajobrazy, wspaniałe potrawy włoskiej kuchni i moje ulubione oliwki. Tak przy okazji oliwek dowiedziałam się, że zawierają one kwasy wpływające na poprawę humoru i kwasy Omega3 wpływające na myślenie. Super.
Jednak to co w książce podobało mi się najbardziej to przedstawione uczucia bohaterów. To co odczuwali po stracie bliskich im osób. Jak starali sobie z tym poradzić uciekając w wir pracy.
„Kobiety potrafią o wiele lepiej niż my mówić o rzeczach, które je smucą, a to pomaga. Mężczyźni tylko w milczeniu dźwigają ten ciężar, jak wór ziemniaków. Próbujemy go ignorować i czasem, jeśli jesteśmy dość silni, przyzwyczajamy się do niego i smutek po prostu mija. Czasem jednak zagnieżdża się w nas na dłużej, przygniata nas mocniej, aż w końcu nas pokonuje, zżera nam serca i dusze. Usiłujemy udawać, że wcale go nie czujemy, wynajdując sobie kolejne zajęcia, co jest idiotyzmem, bo prędzej czy później doprowadzi nas do stanu, w którym nie będziemy mogli nawet się poruszyć, przytłoczeni ciężarem, który jest już nie do zniesienia” s.127
Jak zmieniali się gdy odkrywali swoje uczucie. Autor ukazał nam, że wiek nie jest przeszkodą by ponownie się zakochać i aby spełniły się marzenia. Musimy mieć nadzieję, że kiedyś wyjdzie Słońce, że nasze życie będzie znowu usłane różami, że znowu będziemy szczęśliwi.
Książkę polecam bardzo serdecznie. Miła lektura na niedzielne popołudnie. Z przyjemnością zapoznam się z kolejnymi powieściami autora. Na półce czeka już „Lekcja włoskiego”.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Literackiemu i portalowi Sztukater.

3 komentarze:

  1. Lubię książki o Italii, więc chętnie sięgnę kiedy nadarzy się okazja :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne krajobrazy Włoch, ten nieuchwytny klimat południa - kusząca książka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czuję jakiegoś pociągu do tej książki, ale jeśli wpadnie mi w oko w bibliotece, nie zawaham się jej pożyczyć :)

    OdpowiedzUsuń